Kawa, śmieci i „Bonne journée Madame”


Czy Ty też celebrujesz moment pica kawy? Ja uwielbiam ten czas i zawsze się nim delektuję. Aromatyczna pachnąca i najchętniej w dużym kubku. Herbaty również należą do moich ulubieńców, szczególnie jesienią i zimą; imbirowe, z cynamonem i oczywiście klasyk – czarna z miodem i cytryną.

Kawą najchętniej cieszę się podczas miejskich spacerów. Kubek  w dłoń i ruszamy. Czasem zwiedzamy, często coś załatwiamy albo dokądś zmierzamy. Szczególnie intensywnie cieszę się tym aromatycznym  napojem właśnie, kiedy na zewnątrz robi się coraz chłodniej. Kawa działa podwójnie

i magicznie,  pozytywnie na mnie wpływa…

I jakim wielkim zaskoczeniem moim było, gdy pierwszy raz zakupując kawę gdzieś na mieście największy rozmiar jaki mi zaproponowano to 200 ml. Ten gabaryt postrzegam jako trzy większe „łyki”  i po przyjemności. Z moich obserwacji wynika, że Belgowie i mieszkańcy Belgii są miłośnikami espresso, które można nabyć praktycznie w każdej kawiarence, lokaliku, sklepie a często nawet w kiosku z prasą. Duże kubki odnalazłam w sieciówkach, gdzie jakość czarnego trunku, ku mojemu zaskoczeniu,  jest na niezłym poziomie. I tutaj oczywiście mogą odezwać się głosy ekologiczne, zakup kawy to zużycie kubków, i jak to się ma do ochrony środowiska? Uspokoję, zwykle zabieram swój kubek, jeśli go zapominam, a zdarzały się takie sytuacje, zawsze wykorzystujemy wtórnie kubeczek. Razem z córką majstrujemy różne rzeczy, albo czasem sadzimy w nich po prostu zioła i też jest to fajne! Jak daleko sięga nasza wyobraźnia i jak bardzo my sami się nie ograniczamy, takie kubkowe cuda u nas powstająJ

 

Śmieci. Z niemałym osłupieniem przyglądałam się systemowi magazynowania i odbierania śmieci. Gdy któregoś ranka idąc na spacer z córką prawie nie mogłam przejść przez chodnik, gdyż tak był nimi zastawiony, zaczęłam się nad tym zastanawiać… Czy i Was czasem zaczyna nurtować coś lub ktoś tak bardzo, że rozmyślacie o tym dłuższy czas??? U mnie były to wtedy właśnie – śmieci (!). Są ulice, na których żyją one swoim życiem. Nieskrępowanie przemieszczając się, zmieniają miejsce swego stacjonowania, czasem przy pomocy gołębi, a często też wspomagane przez wiatry, których w Brukseli nie brakuje, szczególnie jesienna porą..System całkowicie inny, niż ten który znam, a poznałam kilka, bo nie tylko w Polsce miałam okazje pomieszkać. Inny- nie znaczy gorszy- po prostu inny. Dla mnie mniej estetyczny, trochę niedbały i zdecydowanie zaskakujący! Ale i w jakiś sposób logiczny, kiedy nad tym zastanowić się. Może to zadziwiać,  czemu poruszam temat „śmieci”? Mnie również! To było po prostu coś, co zaczęło mnie silnie nurtować, co mnie w jakiś sposób skłoniło do przemyśleń i rozważań. Zaskakujące jest to, że wszystkie odpady usuwane są bardzo szybko i sprawnie i w porze lunchu nie ma po nich zazwyczaj  śladu. A więc… system działa!

„Bonne journée Madame” usłyszysz każdego dnia i wiele razy. Kiedy jesteś uważnym obserwatorem, zwrócisz uwagę nawet na to, że osoby uprawiające proceder zabiegania o datki mają swoje „stałe miejscówki”.  Jest ich bardzo wiele, szczególnie w centrum.  Są to czasem całe rodziny, częściej młode matki z malutkimi dziećmi. Nie są przeganiani, są tolerowani, w mojej opinii stanowią stały element kolorytu miejskiego. W pandemii, kiedy ulice świeciły pustkami, byli bardzo widoczni. Teraz kiedy miasto żyje,  ich widok „wpasowuje się”  w przechodniów, ale oni są. Czy są to bezdomni? Niektórzy z nich z pewnością, ale nie wszystkie osoby. Co ważne, nie należy osób żebrzących klasyfikować jako bezdomnych, gdyż przypuszczalna większość z nich po prostu para się tym zajęciem jako formą zarobkowania. Z drugiej strony  są osoby bezdomne, które absolutnie nie zabiegają

o pieniądze, czy jedzenie. Mamy nawet takiego swojego „bezdomnego” który mieszka niedaleko nas, który osiedlił się w naszej okolicy krótko po tym, jak my się tutaj sprowadziliśmy. Nadaliśmy mu imię „Charles” i zbudowaliśmy wokół tego mężczyzny  naszą o nim historię, która pewnie nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Nadając mu imię, nawiązaliśmy z nim pewną nić porozumienia, która choć niepersonalna, jest bardzo wyjątkowa i w jakiś sposób sprawiła, że jesteśmy sobie „bliscy”  bardziej mentalnie, jak osobiście.

Charles jest panem w wieku około 6o lat, choć możemy się mylić. Ma swoje rytuały i zwykle ustalony rytm dnia. Zamieszkał naprzeciwko naszej kamienicy, pod drugiej stronie ulicy. Zawsze zadbany i w jakiś sposób elegancki. W słoneczne poranki  spotykałyśmy go z córką jak w promieniach sole przegląda gazetę lub też wygrzewa się popijając kawę. W deszczowe, znika i pojawia się w porze wieczornej na nocleg. Gdy nie widzimy go, zwykle zaczynamy o nim między sobą rozmawiać, nawet odrobinę się martwić (czy coś stało się może, czy…) – to takie naturalne i bezwarunkowe. Nasza córka, często macha mu gdy go mijamy, choć mamy wrażenie, że nas nie kojarzy (możemy mylić się). Czasem się mocno zawstydza i zakrywa oczka… jak to dziecko. Moja historia o nim jest taka, że mógłby on być marynarzem, który popadł w nieszczęśliwą miłość i w wyniku różnych sytuacji mieszka teraz na ulicy. Skąd taki pomysł? Może stąd, że gdy zobaczyła go pierwszy raz miał ze sobą worek marynarski i w podobnym tonie ubranie (może po prostu otrzymał te rzeczy od kogoś, a ja poddając się sugestii stworzyłam dla niego romantyczną historię…). Dłuższe włosy i broda również współgrały z moim wyobrażeniem, a więc wszystko wspaniale pasowało. Mąż uważa inaczej, ma swój pomysł na życie i losy Charlesa, ale zostawię to nieodkryte. A córka gdy wstaje rano, pędzi do salonu i patrzy czy nasz Charles już się obudził, czy jeszcze „bumeluje” i wraca do nas do sypialni opowiadając z zaangażowaniem co on robi, czasem z rozczarowaniem, ze Charlesa NIE MA.

Charles nie zabiega o datki, nigdy nie widzieliśmy go z kubeczkiem  w dłoni  lub zaczepiającego ludzi i proszącego o wsparcie, a mimo to często widzimy sytuacje, gdy otrzymuje żywność, kawę, papierosa. Nawet i nam kiedyś udało się spotkać go pod sklepem i też podarować mu coś do zjedzenia. Chętnie zaniosłabym mu słoik zupy (rosołu), tylko mam obawy… czy będzie mu smakować…

Różne przemyślna czasem mną targają gdy myślę o „naszym” nieznajomym – znajomym. Co czyni i skłania człowieka do takich decyzji? Przecież jest pomoc, są programy, są instytucje, a jednak ludzie świadomie wybierają taką drogę życia. Czy są szczęśliwi, czy jest im dobrze? Na pewno wolni są od terminów, rachunków, obowiązków, kagańców i miliona spraw które sami sobie narzucamy w pędzie codziennego życia. No właśnie, co sprawia, że decydujesz się na takie życie…


Justka
 

 

 

 

 

Total
0
Shares
Previous Post

Myśli nadziei

Next Post

W PAMIĘCI

Zapisz się do newslettera Domu Polskiego w Brukseli aby być na bieżąco z wiadomościami, wydarzeniami i wskazówkami

Total
0
Share