Moja Bruksela

“Żyrafki mają co jeść” kontra Mistrzyni jednej ręki.

Cudna pogoda rozpieszcza nas od wielu tygodni. Tak niespotykana, jak na to miasto, fantastyczna aura, pozwala cieszyć się wiosną, dłuższym dniem, nadchodzącymi wakacjami, planami urlopowymi. W takie dni jak te nawet nawał pracy, spóźnione metro, wylana na bluzkę kawa,  czy choćby  nieprzespana kolejna (!!!) noc, nie są w stanie popsuć humoru, a jeśli już to tylko na malutką chwilkę.

Wszystko już pięknie zielone jest. Magnolie w zasadzie przekwitły, ptaki każdego poranka odśpiewują swoje trele, nawet u nas w centrum miasta. I nasza córka, która cieszy się bardzo, bo “Żyrafki znowu mają co jeść “. Tutaj należy się kilka słów wprowadzenia w temat Żyrafek. Otóż, jakoś rok temu, w drodze  do żłobka, a był to początek zimy, Iga spytała,  gdzie są wszystkie listki na drzewach? Wtedy bardzo spontanicznie, nie namyślając się długo, padła ode mnie odpowiedź, że Żyrafki je pozjadały. Zaznaczam, że od tamtej pory trwa u nas fascynacja Żyrafkami. Nie mając pomysłu, jak wytłumaczyć dwulatce, że taki jest rytm natury i teraz drzewa gubią liście, by zrobić miejsce dla nowych, a trochę powodowana właśnie pobudzaniem  fascynacji  córki. I tak się już u nas o tych Żyrafkach ostało do dziś. Tej jesieni i zimy Iga z zachwytem zauważała , jak kolejnym drzewom, które mijamy w drodze do przedszkola, z dnia na dzień  ubywało liści. Cudownie jest móc obserwować , jak dziecko potrafi prawdziwie się emocjonować ,i z zachwytem opowiadać : “oooo, mama popatrz a tu w nocy Żyrafki zjadły już prawie wszystkie listki”  lub też “mama, a tu zostały jeszcze trzy. Powiedz, kiedy Żyrafki je zjedzą???”.

Ciekawość świata, spostrzegawczość i dociekliwość to wspaniale cechy, szczególnie gdy są nieskrępowanie  wyrażane. Dzieci to potrafią i to znakomicie! Znakomicie tez drążą temat, zadając niekończące się pytania, które wypływają z każdej kolejnej odpowiedzi. “A dlaczego,  a co one robią, a gdzie one są, a po co, a kiedy…  to tylko kilka z nich. To te pytania każdego dnia mobilizują mnie do przemyślanych odpowiedzi, co często łatwe nie jest. Do przekazywania takich, które moja córka będzie w stanie przyswoić sobie i przełożyć  na swój dziecięcy świat, by po kilku sekundach zaatakować mnie kolejny rezolutnym pytankiem.

Pamiętam jak kiedyś wracając z uczelni tramwajem, a było to już naście lat temu, stałam się przypadkowym obserwatorem pewnej scenki. Mama prawie okrzyczała kilkuletniego synka, który zarzucał ją bardzo rozsądnymi pytaniami. Zażądała, aby dał jej spokój „z głupimi pytaniami”.   Pamiętam wyraz twarzy chłopca i drgające usta i wyraz rozczarowania w małych oczkach. Obiecałam sobie wtedy solennie, że jeśli będę mieć dzieci, ze wszystkich sił będę starać się zaspakajać ich ciekawość i odpowiadać na zadawane pytania, a że łatwe to nie jest,  czasem nawet mocno (!) irytujące … sami pewnie wiecie. Staram się jednak dzielnie wytrwać!

              Niebawem będziemy świętować dwa miesiące jak jesteśmy we czworo. I dziś spokojnie mogę przyznać przed sobą, że „ogarniam”. Ogarniam nas, nasze mieszkanie, nasze życie na takim poziomie, jaki daje mi poczucie zadowolenia i sprawczości. Bo jednak, mimo tego, że uczę się luzu, że przewartościowuję swoje priorytety, że odchodzę od tego co nie jest naprawdę istotne, nadal potrzebuję mieć pewne odczucie poukładania po swojemu, co daje mi wrażenie bezpieczeństwa i sprawia, że jestem spokojniejsza. Wariactwo i nieład panują u nas każdego dnia, jednak wszystko jest pożądane i takie najważniejsze, że po naszemu. Właśnie kilka dni jesteśmy tylko we Troje. Pierwszy nasz taki  rytm, gdy tata wyjechał a my działamy. Absolutnie nie proszę tu o poklask albo peany zachwytu, bo cóż w tym nadzwyczajnego. Niemniej dla nas trochę takie jest, a ja zwyczajnie opisuję stan w jakim teraz się znajdujemy.  Czasem mam wrażenie, że organizujemy się lepiej jak we czworo (nie mówcie tego tacie!), szczególnie, gdy czas goni i trzeba wyjść (wiadomo, zrób siusiu, ubierz butki, zachustuj malucha, zabierz rzeczy i bądź na czas), a czasem ręce opadają. Jedno ciągnie cyca a drugie właśnie teraz potrzebuje pomocy w toalecie… jak tu się rozdwoić???? Nieustanny dylemat nam towarzyszy, niemniej wybory są zawsze nieszkodliwe i z korzyścią dla każdego. Nowe sytuacje wymuszą nowe metody funkcjonowania. Często, nowym okolicznościom „odkrywamy” jakieś triki, sposoby które potem już na stałe wchodzą w nasze życie.

Sama siebie zaczynam nazywać w ostatnich dniach „Mistrzem jednej ręki”.  Potrafię już całkiem sprawnie operować z Filkiem na jednym ramieniu, przygotowuje kolacje dla córki (kanapeczki i warzywka, co wymaga krojenia, smarowania, układania- zaznaczam!), rozwieszać pranie, a nawet prasowa; koszulę też. I tego talentu pewnie bym nigdy nie odkryła gdyby właśnie sytuacja mnie do tego nie zmobilizowała.  Oczywiście, mogą u Was pojawić się pytania, po co (?)- pranie poczeka, lub zamiast kanapek zrób musli (wystarczy wsypać i mlekiem zalać). Jest to jakaś opcja, ale ja uważam, że jeśli się da, a na dziś i teraz się da, jeśli nie sprawia mi to jakiegoś mega kłopotu, a córka zajada z apetytem- dlaczego miałabym moim ukochanym nie sprawiać przyjemności, takich prostych i zwyczajnych, by w rezultacie samej sobie tę radość dostarczać…..

Justka

Total
0
Shares
Previous Post

Jak ubiegać się o obywatelstwo W Belgii – Spotkanie informacyjne Bruksela Walonia

Next Post

DZIEŃ DZIECKA

Zapisz się do newslettera Domu Polskiego w Brukseli aby być na bieżąco z wiadomościami, wydarzeniami i wskazówkami

Total
0
Share