Nasz codzienny chaos szczęścia
Zwykle w czwartkowe popołudnie zaczynam odczuwać weekendowe emocje. Odczuwać, nie oznacza, że tak dzieje się. Piątek w moim kalendarzu tygodniowym jest najtrudniejszym dniem, gdyż jest to dzień zakupowy, porządkowy, organizacyjno- przygotowaniowy. Nie ma w naszym domu znaczenia, ile razy w tygodniu jest sprzątane.
Z pewnością powinnam bardziej wyluzować i nie przejmować się, nie latać tak aktywnie z odkurzaczem, bo akurat babka piaskowa pokruszyła się w wełnianym dywanie. A już szczególnie nie w te piątkowe dni. Przyznaję się, że jakoś słabo mi to wychodzi. Wcale mi to nie wychodzi! Lubię porządek, nie taki sterylny, pedantyczny ład. Ja lubię po prostu swój porządek. Lubię, gdy po całym dniu, gdy szkraby już śpią mniej więcej wszystko wraca na swoje miejsce i mniej więcej jest fajnie i mniej więcej mi dobrze z tym jest. I nie, nie zakładaj, ze mieszkamy w wymuskanym, katalogowym mieszkaniu- absolutnie nic z tych rzeczy. Raczej mam tu na myśli całokształt i ogólny chaotyczny nasz ład- ten nasz domowy, który znamy, który daje nam poczucie bezpieczeństwa.
A więc, czwartek pozwala mi już lekko uśmiechać się do piątkowego popołudnia. Uwalniam marzenia o dłuższym weekendowym wylegiwaniu się w łóżku. Planuję, że np. pośpię sobie do 7.30 (!) albo poćwiczę afirmację poranka z Małgosią z YT, albo zamiast sobotniej bagietki z Paul’a , upiekę pachnące maślane bułeczki, których przepis zamierzam wypróbować od wielu miesięcy, albo…
Scenariusza na pewno już domyślacie się. Niezwykle często (każdej soboty) nic z tego nie wychodzi- te nasze kochane dzieci- autorzy niestrudzeni tych innych scenariuszy! Nie ma siły na to, że Iga – nasza córka starsza, która w tygodniu o 7.00 wstaje dość niechętnie, w sobotę robi pobudkę o 6.00 mówiąc, że wszakże ciemno jest, ale ona jest wyspana! Zatem „Mama wstawaj”.
Co ciekawe, męża nigdy nie budzi (why, why me, Why every time????). Mama (ja) oczywiście próbuje negocjować, ale że nigdy to nie udaje się wstajemy wcześniej niż w tygodniu. To tyle, jeśli chodzi o weekendowe leniuchowanie w łóżku.
Synek, który już jakby złapał rytm nocnych pobudek, nagle całkowicie przestawił się na zabawy o zmroku, co skutkuje częstymi pobudkami, a czasem i nocnym bawionkiem. Tata w tym wszystkim jest prawdziwie nietykalny. Nic go nie rusza, sen twardy i regenerujący i w pełnej krasie. Mężczyźni chyba mają wpisane to już w kod DNA???.
Weekend właściwie powinien służyć doładowaniu baterii, odprężeniu i złapaniu dystansu od kieratu tygodniowego harmonogramu. Może nawet robieniu różnych dziwnych rzeczy, na które nie ma miejsca w tygodniu, a nawet NICNIEROBIENIU . I jak to fajnie brzmi, tylko, jakież to logiczne i pożądane, tylko jak nie wiele z tego udaje się! Ale za to udają się miliony innych rzeczy, których wszak nie oczekujemy, ale które cieszą, weselą i spalają nas w całość spójną, w RODZINĘ!
Nie zawsze łatwo jest odpoczywać z dziećmi. Niejednokrotnie łapię się na tym, że pod koniec dnia, kiedy już wykąpane dwa szkraby jedzą kolację i czas spania zbliża się radośnie szybko, z przyjemnością myślę o tym, że niebawem nadejdzie chwila ciszy. Codzienne napięcia, nerwowość czasem, stresy, niejednokrotnie udzielają mi się.
Głębokie oddechy, liczenie… różne inne techniki, które mają pomóc szybko ten stres rozładować, czasem dają wytchnienie, czasem pomagają, a czasem tylko wkurzają mnie jeszcze bardziej. Nie ukrywam, że w tej dziedzinie bardzo nad sobą pracuję, aby możliwie najmniej i najrzadziej podnosić głos, okazywać słabość, unosić się… I nawet zauważam sporo sukcesów. Namiętnie też czytam kilka swoich blogów dla rodziców, szczególnie, gdy mamy u nas jakieś wyzwanie z córką do przepracowani. Słucham też kilku osób na YT.
I tak jak wcześniej, gdy dzieci nie było, wydawało mi się to „modą” rodziców, którzy otwarcie dzielili się informacjami, że się dokształcają że poszukują wiedzy, że czytają, słuchają wiedzy… tak teraz jest to dla mnie normą.
Klasyk popołudnia, gdy gotuję, słucham podcastów, analizuję i staram się przekuć to na sytuację z którą się zmierzamy. Za te możliwości wdzięczna jestem! I wdzięczna jestem, za te wszystkie tricki, sugestie, wskazówki, które działają naprawdę. Za tę wiedzę, która pozwala spojrzeć szerzej, z innej perspektywy. Kocham, bo one są!
Kocham je, bo one (Szkraby) ćwiczą nas i nasze możliwości każdego dnia, bo ubogacają nas tym „ćwiczeniem” .
I gdy jeszcze przed spaniem zaglądam do moich Szkrabów, patrzę na nie, dotykam twarzy , wdycham zapach i kocham, każdego dnia bardziej, mocniej, prawdziwiej! I one każdego dnia bardziej w kość dają z pewnością właśnie z tej miłości- KOCHAJĄC!
Justka