Wesoła ulica. Czy zdarza ci się uśmiechać do nieznajomych?
Dzień jesienny jakich wiele. Poranna krzątanina: 6.07 pobudka, gimnastyka ( i nie, że cała rodzina – pozostała trójka śpi w najlepsze) prysznic i zwoływanie ,zachęcanie, namawianie i ewentualnie czasem grożenie – że czas wstawać. Kiedy już wszyscy zasiadamy do stołu, mamy względne 15 minut na śniadaniowanie. Potem zaczyna się proces zaganiania córki do wyjścia do przedszkola, choć nie każdego dnia tak jest. Zamiast ubierać kurtkę, zaczyna w najlepsze zabawy z bratem.
Czas biegnie, a ja pospieszam, już nie tylko córkę, ale i męża też (why???). I nawet w poranki, gdy mamy zapas kilku minut, kiedy wydaje mi się już, że na spokojnie przebiegnie dzisiejsze wyjście z domu, zawsze zdarza się coś nieplanowanego. Albo przy myciu zębów zapaćka się pastą ubranko, albo jakiś upadek i bolące miejsce i dramat, albo niekontrolowana histeria, wybuch etc…
Wniosek jeden – mimo mojego wczesnego wstawania i brania na swoje barki tudzież ramiona kwestie żywieniowo – logistyczne i tak generalnie zawsze spieszymy się.
Uff i Córka wyprawiona do szkoły, i tata w drodze do pracy, i ja kończę ogarniać bieżące domowe. Parzę koffi (uwielbiam zapach parzonej kawy, pewnie wy również???) i zabieram się za Home Office . Około 11.00 udajemy się z Młodym na spacer, bo słońce (a jest go sporo tej jesieni) fajnie już świeci. Przedpołudnie to dla mnie też dobry czas na wzmożone aktywności „przed obiadem’. Zwykle załatwiamy przy okazji spaceru różne sprawunki, robimy jakieś zakupy , odwiedzamy warzywniak (czy i u was zawsze czegoś brakuje???). Z natury jestem typem aktywnym od poranka, więc zwykle wszystko, co mam załatwić poza domem, jeśli mam taką możliwość, staram się zorganizować w godzinach przedpołudniowych.
Wychodzimy koniec końców na zewnątrz, jest fajna pogoda, choć tego jeszcze nie zauważam. Trochę zgrzana ubieraniem Filka i montowaniem go do wózka, trochę zamyślona startuję nasz walking.
I uświadamiam sobie, że właśnie znajduję się w innym świecie. Ludzie których mijam, a z którymi spotykają się nasze spojrzenia (pamiętacie z pewnością, że jestem obserwatorem miejskiego życia!) uśmiechają się, otwarcie patrzą.
Nie znamy się, widzimy się po raz pierwszy, pewnie nigdy więcej nie spotkamy się, a jednak uśmiechamy się, do siebie do innych, do życia, swoich myśli – tak po prostu bez głębszych intencji.
Czy uśmiechasz się do nieznajomych na ulicy? Czy miewasz takie sytuacje?
Kiedy spotykasz nieznajomych idących z naprzeciwka ciebie na mieście, czy odwzajemniasz / albo inicjujesz uśmiech? Czy patrzysz na ludzi na ulicy, oglądasz miejski zgiełk? A może zajęty myślami, skupiony na sprawach, całkowicie nie zwracasz uwagi na to co wokół dzieje się??? Tam, skąd ja pochodzę, nie zawsze tak się robi, a czasem bywa to dziwnie odbierane. Niechętne reakcje, ze zdziwieniem przypatrywanie się uśmiechającemu, a nierzadko jakaś wrogość. Z pewnością reakcje te mają głębsze podłoże i lata stereotypów w doświadczeniu, między innymi taki, ze jeśli się uśmiecha to z pewnością czegoś chce, bo po co miałby to robić…
Tutaj w Belgii, ale też i innych krajach Europy Zachodniej (o Stanach Zjednoczonych nie wspominam;)) otwarte spojrzenie na mijanego przechodnia, szeroki uśmiech, wesołe oczy – zdają się być standardem.
I dlaczego rozpisuję się o tym, otóż dlatego, że bardzo podoba mi się to! Szczególnie, gdy sama zajęta myślami, bądź niekoniecznie w fajnym nastroju opuszam mieszkanie, w niedługim czasie zarażam się uśmiechem i myśli moje inaczej już krążą. To taki styl życia, sposób na nie – by być pozytywnie zakręconym, by być szczęśliwym, i otwierać się na to szczęście, na otoczenie i na innych. Tego można się nauczyć, w tym można również wyćwiczyć się. I prawdą jest, że to jakimi otaczamy się ludźmi ma ogromny wpływ na nas i nasze samopoczucie. Świadomie motywując się do zmian, dajemy sobie impuls do rozwoju, do zmiany, do lepszego poznania samego siebie. Optymistom żyje się łatwiej, przyjemniej, mniej stresowo. Zarażają otoczenie swoim pozytywnym stylem i tym samym zjednują je sobie mimochodem. Spróbować być radośniejszym, jakkolwiek może zabrzmieć to dziwnie – warto. I te zmiany zauważymy już w kilka dni. Sami doświadczycie, jak łatwo i szybko wasze usta zaczną rozciągać się w uśmiech, odwzajemniając go, albo inicjując. Jak lekko będzie nam uśmiechać się do własnych myśli, pomysłów i marzeń. Uwierzcie, tak dzieje się. Gdy przebywasz w gronie smutasów, ich aura udziela ci się, gdy obcujesz z optymistami, śmieszkami, ludźmi radosnymi, jakkolwiek dziwnie to brzmi i tobie jest weselej! Zarażasz się tym humorem, i jest ci z tym dobrze!
Nam często towarzyszy uśmiech, szczególnie, gdy jest mi wyjątkowo dobrze, coś uda mi się, oznajmiam to całemu światu! I mam takie przekonanie, że byłoby nam samym łatwiej, gdybyśmy obdarowywali sie niezobowiązującym uśmiechem, ot tak zwyczajnie – tak bez intencji, tak po prostu!
A my z Filipem wracamy do domu, trochę pędem, z dzieckiem na ręku, bo jednak spacer był za długi i absolutnie w wózku nie dało się już dłużej wytrzymać;)
Justka