Moja Bruksela
Moje małe ludziki , ich odrębność, ja
i Paryż



Więcej, szybciej, lepiej, wyżej… bombardowani oczekiwaniami z zewnątrz i wyzwaniami własnymi, nierzadko stajemy przed dylematami wyborów życiowych.

I jeszcze częściej przed wyborem wobec naszych dzieci. Nie ulega wątpliwości, że chcemy dla nich tego, co najlepsze, że chcemy dla nich szczęścia, radosnego dzieciństwa, bogactwa przeżyć, urozmaicenia w codzienności.

Chcemy, by poznawały, uczyły się, by były samodzielne i pewne siebie, by czerpały z życia pełnymi garściami a jednocześnie ceniły i akceptowały różnorodność. I to jest jak najbardziej naturalne i oczywiste. To warunkuje naszą miłość bezwarunkową.
Wiele razy rozważałam i rozważać będę, na różnych etapach swojego życia,

czym jest „ miłość”, jak ją zdefiniować, jak ją rozumieć.

Każdy z nas czuje „miłość” inaczej, postrzega ją przez swój pryzmat doświadczeń, swoją pozycję, okoliczności w jakich się znajduje oraz doświadczenie i emocjonalność jaką wyniósł z domu rodzinnego. Dziś wiem, że ”miłość” i jej postrzeganie, jak i emocjonalne rozumienie warunkowane jest niezliczoną ilością faktorów życia osobistego. Tego, na jakim etapie jesteśmy, kto z nami jest, z kim tworzymy nasze małe światy domowe, czy choćby po prostu nieustannie nabywane doświadczenia, które prezentują świat w nowych perspektywach – nieustannie.


Co skłoniło mnie do podjęcia tego tematu, którego pewnie nawet nie rozwinę znacząco, bo jak każdy z nas ma swoją „historie”, tak i koncept miłości ma twarz, każdego z nas. Kilka dni temu usłyszałam, podczas bytności w miejscu, które odwiedzam regularnie w niedzielę, że miłość to całkowite i bezgraniczne podporządkowanie. I aż mną targnęło. Przekaz ten najpierw nie dotarł (a może ja nie chciałam, by dotarło) sens tych słów, ale powtórzone zostało to kilka razy i utwierdziło mnie w tym, iż usłyszałam, co usłyszałam. W XXI wieku mówiąc o miłości, przede wszystkim, w kontekście matka- dziecko- mowa była tylko o całkowitym podporządkowaniu. .. zasmuciło i jednocześnie zatrwożyło mnie- matkę. Wzbudziło emocjonalny protest wobec tej tezy, kierowanej (o zgrozo!) do dzieci i skłoniło mnie do podzielenia się moimi iście egoistycznymi przemyśleniami.


Miłość to wszystko, co we mnie najlepsze darowane mojemu dziecku bez oczekiwania(!) na posłuszeństwo z jego strony, rewanż, wdzięczność, czy odwzajemnienie. Miłość to poczucie bezpieczeństwa, to zaufanie, które jest podstawą każdej relacji(!), to dziecka niezależność, respektowanie indywidualności na każdym etapie dorastania. To siła napędowa która warunkuje nasze życie już na zawsze, bezgranicznie, bez oczekiwań odwzajemnienia. Miłość można opisać na miliony sposobów i wyrazić ją w niespotykanej ilości przekazów. Wniosek jest jeden bezapelacyjny. Miłość to nie jest posłuszeństwo. Posłuszeństwo wcale nie jest miłością, jest wręcz manipulacją.

I by się już nie rozwodzić i nie negować tego, co zapisane na starych kartach, które poruszają prawdy wiary, gdy mowa jest o posłuszeństwie, to tylko jako elementu składowego, a nie jako kluczowej tezy miłości.
Fundamentalnym jest to, jak ubrane są przekazy które głosimy i treści którymi dzielimy się. To, co chcemy przedstawić i zakomunikować jest kluczowe, by nie budować zafałszowanych przekazów. One wbijają się w podświadomość i przez długie lata gniotą nas w środku siejąc emocjonalne spustoszenie. A my nie do końca ich świadomi, nie wiemy co jest nie tak, bo przecież jako dojrzali ludzie, w poczuciu siebie i swoich potrzeb, wiemy, że treści są [nie]prawdziwe. I mimo to, gdzieś w nas tli się coś z przeszłości, z dzieciństwa o całkowitym posłuszeństwie i miłości….?


Dziecko chce rozumieć świat, interpretować go i wyrażać na swój bezkrytyczny i otwarty sposób. Relacje ze światem i innymi ludźmi, a także własną tożsamość buduje pełne wiary w nas i ludzi, którzy mu towarzyszą w drodze do dorosłości. Autorytet Taty i Mamy, Madame z przedszkola, Dziadka, który dzwoni na WhatsApp i opowiada ciekawe rzeczy. Ono z własnej inicjatywy i za pomocą osobistych możliwości (jak różnych na każdy etapie życia) stara się skraść sobie rzeczywistość, wejść z nią w kontakt i wydobywać jak najwięcej, tym samym zyskując bezcenne doświadczenia.
Spotkałam się kiedyś z określeniem, że miłość jest dzieckiem wolności.

Dawanie wolności dzieciom, pozwala uczyć im się niezależności i fantastycznie przygotowuje do (samodzielnego) życia. To niezwykle trudna umiejętność, szczególnie u mam kwok ( i ja mam wiele z kwoiki – matki), niemniej zachęcam, aby o tym pomyśleć, zgłębić temat (mnóstwo jest opracować książkowych i artykułów w sieci) i po prostu kochać nasze dzieci, naszych bliskich, wreszcie nas samych wolnością, nieskrępowaną i bezgraniczną, kochać z mądrością i otwartością…

I Paryż
Uwielbiamy podróżować. Czy to kilka dni, zaplanowany dłuższy wyjazd wakacyjny, a czasem po prostu spontaniczne popołudnie i lody w niedalekiej miejscowości- każda podróż ubogaca.
Teraz, kiedy nasz pobyt w Brukseli zbliża sie nieubłagalnie ku końcowi, jakby z większą energią kontynuujemy nasze wyjazdy, by maksymalnie skorzysta ć z tego, że jesteśmy teraz tutaj w sercu Europy! Zatem i Paryż po raz kolejny stał się obiektem naszej podróży. Właśnie w wionę chcieliśmy tym razem się udać do miasta miłości. A że o miłości dziś, idealnie się to wpisuje w kontent materiału. Znany szerszej publice jako miasto miłości, gdzie kochające się pary i nowożeńcy przeżywają niezapomniane chwile.

Miłość to nie tylko bycie razem, gdyż miłość to rodzina, dzieci, ukochane osoby! Wycieczka do Paryża z dziećmi w każdym wieku warta jest podjęcia tego wyzwania. Miasto, samo w sobie urzeka, zachwyca i oszałamia. Ilość licznych atrakcji kusi niesamowicie, wiele z nich pokochają dzieci w każdym wieku. Jeśli jeszcze nie byliście w Paryżu, nie zwlekajcie- warto zawsze i o każdej porze roku


Justka

Total
0
Shares
Previous Post

Le statut de “malade chronique”

Next Post

   Alienacja rodzicielska… czym jest i jak sobie z nią poradzić?

Zapisz się do newslettera Domu Polskiego w Brukseli aby być na bieżąco z wiadomościami, wydarzeniami i wskazówkami

Total
0
Share