Moja Bruksela

Pogoda i pieniądze

Pada i pada i wieje i ciągle pada…

Z dzieciństwa pamiętam piosenkę Czerwonych Gitar (sprawdziłam!)

 

„Ciągle pada

Asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby

Mokre niebo się opuszcza coraz niżej

Żeby przejrzeć się w marszczonej deszczem wodzie…”

 

Tylko nie jest mi tak zawsze tak lekko i radośnie jak we wspomnianym utworze, bo jeśli ciągle i ciągle pada, to być lekko mi nie może. Nie rozwodząc się zbyt  wiele o wichurach i huraganach o różnych imionach, które w ostatnich dniach chętnie nas nawiedzają. Wieje z prędkością światła i niestety pozostawia mnóstwo szkód. Taka mieszanka daje zaskakujące efekty zawirowań wszelkiej maści, poczynając od wyjścia z domu, choćby tylko by odstawić malucha do przedszkola, zrobić zakupy, czy zrealizować  inne terminy, które w kalendarzu o sobie przypominają.

Pocieszające jest, że dzień nabiera długości, dłużej jest już jasno i wcześniej wstaje słońce. Już niebawem, już za kilka tygodni poczujemy prawdziwą wiosnę. Choć może przyjdzie ona nawet wcześniej, jeśli pogoda przyspieszy pomimo kalendarza.

Odczuwam to za dość, krzywdzące, gdy taka psia aura ma miejsce właśnie w niedzielę, a w Brukseli nie jest to sporadyczne. Gdy planujemy wyprawy, wycieczki, spacery albo po prostu pochodzenie po mieście, które odsłania przed nami swoje inne (zawsze zaskakujące) twarze –paaadaaaa!!!!!  I tak było w minioną niedzielę i w poprzednią też.  I taka pogoda będzie jeszcze w  nie jedną następną niedzielę również.

Nic to, na dwór wyjść musimy, gdyż mam takie przekonanie, że w każdą pogodę choćby na chwilę, należy przewietrzyć się. Uszczypliwi powiedzą… „nie ma złej pogody, może być nieodpowiednie ubranie”- i tutaj z tym polemizować się nie da. Uciążliwość ubierania kaloszy, płaszczy przeciwdeszczowych (teraz w chłodniejsze dni jeszcze kurtek pod spód) sprawia, że często upocona jestem samym przygotowaniem. Cóż,  takie uroki i nie ma co zrażać się.  Na szczęście nasza córka uwielbia taplać się w kałużach, więc dla niej takie wyjście to wspaniała zabawa. Im bardziej mokra z niej wraca, tym bardziej radosna jest to wyprawa. Gorzej, gdy tych kałuż nie jest zbyt wiele… i nie ma zbytnio gdzie się pochlupać w kaloszkach.

Parasolka to gadżet ozdobny, gdyż jak już wspinałam wraz z deszczem w parze często wieje, wręcz hula i dmucha wiatr, który skutecznie niszczy te gadżety już jednym silniejszym powiewem! Generalnie w ostatnim czasie po kilku złamanych egzemplarzach- zrezygnowaliśmy z nich!

Kiedy świeci słońce, czuję się szczęśliwa, ale kiedy pada deszcz, nawet ten tutejszy wielodniowy, też jest mi z tym dobrze. Nauczyłam się pozytywnie na to patrzeć. Nie czuję się nieswojo, nie jest mi smutno i nie jestem przygnębiona. Są chwile, gdy nawet “taka pogoda” sprawia, że czuję się szczęśliwsza. Czasem jestem bardziej aktywna i  gdy pada zabieram się za zadania, które właśnie na taką  niepogodę odkładam.

Każda aura ma swoją moc i swoją urodę, w każdej możemy doszukać się optymistycznych aspektów, tylko czy chcemy?

 

Pewnie nie jeden z nas miał to „szczęście” znaleźć kiedyś pieniądze. Czy to kilka groszy, czy większy nominał. Mnie zawsze bardzo takie znalezisko cieszyło i cieszy do dziś. Jeszcze będąc w Polsce mieliśmy specjalną skarbonkę na „znalezione”, które skrupulatnie do niej wrzucaliśmy. Jak się okazywało były z tego całkiem fajne kwoty, które raz na jakiś czas przeznaczaliśmy na przyjemności naszej córeczki.

Taką puszeczkę zorganizowaliśmy również tutaj, w Brukseli, gdy po kilku tygodniach okazało się, że „znalezionych” jest coraz więcej. Czasem nie ma dnia, aby czegoś nie przynieść do domu. Czasem przez kilka dni jest cisza, ale nie skłamię, twierdząc, że nie ma tygodnia bez  dokarmiania skarbonki.

I zaznaczam, że żadne z nas nie chodzi ze spuszoną głową jak poszukiwacz drobnych. To są nieoczekiwane i spontaniczne sytuacje, które po prostu dzieją się. Po roku pobytu uzbierała się ciężka puszka drobiazgu i teraz należałoby udać się do mennicy by je wymienić. Ciekawostką jest, że sklepy nie przyjmują nominału mniejszego nić 5 centów. A to oznacza, że płacąc gotówką cena zaokrąglana jest do najbliższej piątki, czyli przy rachunku 9.26 EUR zapłacimy 9.25, natomiast pry kwocie 5,38 EUR zapłacimy 5.40 EUR. Bilonu poniżej 5 centów w sklepie, na ryneczku, gdziekolwiek nikt nie przyjmie. Możliwość ich wymiany na większy nominał istnieje w Banku Narodowym. Mimo, że  wspomniane nominały nie funkcjonują w życiu codziennym od jakiegoś czasu, nadal można na nie trafić.

Od zawsze uczono mnie szacunku do pieniądza, prowadzenia własnej skarbonki i robienia wydatków przemyślanych. Miałam prawo do swoich błędów finansowych, ale i ponoszenia ich konsekwencji. Pamiętam jak kiedyś pozwolono mi wydać całe kieszonkowe na lody, które zjadłam w jedno popołudnie i było to pierwszego dnia moich wakacji. Sami możecie się domyśleć, czym to się skończyło dla mnie i zaowocowało brakiem własnych środków przez następne kilka tygodni. I z perspektywy czasu doceniam szybko doceniłam tę lekcję i rozważniej dysponowałam własnymi finansami.

Każdy grosik, który znajdowałam, od zawsze traktowałam z przymrużeniem oka na „szczęście”. Było to miłe i zawsze sprawiało mi radość. Podobnie jest z każdym znalezionym centem tutaj. Nie jest to fortuna, ale jest to pieniążek i ma swój nominał. Podnoszę go i wrzucam do puszeczki… ziarnko do ziarnka…. Zobaczcie sami ile się tego uzbierało po 12 miesiącach życia w Brukseli!

 

Justka

Total
0
Shares
Previous Post

Czy migracje są nam wciąż potrzebne?

Next Post

Smutek

Zapisz się do newslettera Domu Polskiego w Brukseli aby być na bieżąco z wiadomościami, wydarzeniami i wskazówkami

Total
0
Share