Artystka, poetka, wrażliwa dusza, szczęśliwa mama i żona – uosabia swoje wnętrze tworząc pędzlem i słowem.
Urodzona w 1993 roku w Bieszczadach. Zwieńczeniem jej dziecięcych marzeń było ukończenie Liceum plastycznego w Polsce. Od 2014 roku mieszka w Belgii.
Po kilku latach pobytu jej artystyczny głos znów zapragnął mówić i ponownie zaczął przejawiać się na wielu płaszczyznach.
W 2023 roku powstał jej pierwszy tomik poezji “Rosnę, Rodzę, Jestem”, choć pierwsze wiersze pisała już jako 16 – latka.
Wszystko co przejawia się w jej duszy nierzadko ubiera w bukiet swój.
Oprócz malowania obrazów, Monika prowadzi warsztaty artystyczne dla dorosłych.
“Sztuka to rodzaj terapii, zarówno tworzenie jak i jej odbior. Ma ona wspierać i cieszyć, ale także poruszać i naciskać na to, co niewygodne, nieotulone. Sztuka to proces, to wielowymiarowy dar, którym pragnę się z Wami dzielić…”
Jej pasją jest tworzenie i materializowanie wszystkiego, co zamieszkuje najdalsze zakamarki jej serca – nazywa to sercotwórstwem.
“Sercotwórstwo to twórczość w zgodzie ze swoją prawdą, to głos serca materializowany dłonią miłości, to świadomy ruch w pełnym zaufaniu do procesu, to spełnienie, to zgoda na uchwycenie chwili taka jaka jest”
Główna inspiracją w jej dziełach jest jej wlasna podróż duchowa ku swojemu wnętrzu w której poznaje, odkrywa i ukochuje siebie na nowo. “Moje dłonie są przedłużeniem mojej duszy grające hymn mojej wysokiej wrażliwosci, a zarazem siły jaka się we mnie zrodziła”
Metaforyczne przekazy wyraża poprzez ekspresję, abstrakcje oraz symbolikę.
Wszystkimi owocami swojej duszy dzieli się prowadząc swoją działalność pod nazwą SzymArt.
Jeden z wierszy Moniki Szymanowskiej
Listkom mym na wiosnę upadać kazano
podcinając wiary odrastajace gałęzie
Tam, gdzie inni rodzili
Mi – każdy promień zabierano
Z tkliwością z wiatrem tańczyłam
Z kruchych liści serca składałam
Korzeni siłą prowadziłam
Konarem przed ostrzem ochraniałam
Nie rośnij! szeptały w deszczu
inne, starcze, spruchniałe
Nie rodź owoców, boś słaba
co roku są przecie tak małe
Ciemną chmurą w świetlisty dzień
z troski przykrywali
by tulił mnie płaszcza jej cień…
W inna stronę gałązki wypuszczaj!
Na wschód – wiatr je połamie
Zmień korę swą w grubszą – boś cieńka!
nim świt kolejny nastanie
Po wolność
z zimna galązkami trzepotałam
Po Jeden promień słońca
listkami ku niebu wołałam
…
kłębiaste przywiał przyjaciel wiatr
płakać wraz ze mną zachcialy
obmył mnie z tego co moje nie było
nagą i czystą mnie inne zastały
Tak jak pragnęła – Odżyła
więc
Rosnę
Rodzę
Jestem