Potrzeba pracy a miłość do dzieci i ich wychowywanie,
Heroizm XXI wieku?
Czy czuję się wyzwolona????
Wracam już (albo dopiero) trochę do pracy, jeszcze z domu, jeszcze nie cało-etatowo, ale już wdrażam się w nowe projekty, tak by pewnie niebawem całkowicie oddawać się ich realizacji. Pracować lubię. Od najmłodszych lat praca dawała mi stabilizację i poczucie niezależności. Pamiętam pierwsze zarobione (podczas zbiorów jagód) pieniądze, oraz to, jak długo planowałam, na co je przeznaczyć, co kupić, ile odłożyć. Już wtedy dotarło do mnie, że bycie niezależnym nie jest związane tylko z posiadaniem pewnego pakietu wartości, ale też z umiejętnością zarabiania pecunia* , gdyż one dają możliwości, otwierają perspektywy, pozwalają rozwijać się, realizować swoje hobby, marzenia…
Nie będzie żalenia się, nie chcę narzekać, rozpaczać – ale nie chcę też zachować pozorów bohaterstwa, choć jest mi z tym trochę źle… bo nie mam całkowitego przekonania że dobrze jest tak jak jest. Gdy na nowo układam swój świat pracy i wychowywania małego szkraba, gdy organizuję naszą rodzinę i gdy muszę podejmować wybory „coś kosztem czegoś, coś za coś”- pojawia się niepewność. Jeszcze dość żywe są moje przeżycia targanej emocjami, gdy wracałam do pracy po narodzinach córki. Gdzie wtedy mieliśmy jeszcze komfort opiekunki. Teraz perspektywa jest inna, i choć praca zdalna, częściowo możliwa, nie zmienia to faktu, że jakąś formę opieki dla synka wybrać musimy.
Matki to zawodniczki wielozadaniowe, zawsze jakoś (uwaga to „jakoś” jest słowem magicznym)sobie radzą. Odkąd pamiętam, w naszej kulturze, w otoczeniu w którym dorastałam od zawsze mówiło się, że kobiety są w stanie znieść wszystko (bardzo wiele), że nie skarżą się i dzielnie niosą “swój krzyż”. Tylko dlaczego w wyemancypowanym społeczeństwie nadal oczekuje się heroicznych postaw kobiet? Bo, że takie oczekiwania są, nie ma wątpliwości. Tak, zgadza się, iż to nadal głównie mężczyźni decydują o sprawach dotyczących nas kobiet (o przepisach, zasadach, kanonach modowych), to nadal oni podejmują zasadnicze decyzje. I nie dlatego, że my nie potrafimy, czy też nie chcemy- tudzież i chcemy i umiemy i lepiej byśmy to robiły. Jednak nawet te najbardziej nowoczesne i dojrzałe społeczeństwa nadal mają w sobie ogromny pierwiastek patriarchatu. To oznacza facetów na pozycjach decyzyjnych. Potrzeba nam zmiany myślenia oraz wielu lat czasu, aby to przemodelować, aby odmienić świat.
Ja nie uważam się za emancypantkę (odrobinkę może tak), za wyzwoloną feministkę też nie. Mam swoje zdanie i jestem silną osobowością, znam swoją wartość, potrafię wbić gwoździa, naprawić kilka rzeczy, umyć auto. Nie zmienia to faktu, że lubię też, gdy mężczyzna jest gentelmanem, że przepuszcza kobietę w drzwiach, zreperuje cieknący kran, bo czy to odbiera mi moją wolność i niezależność?
Nawet w XXI wieku nadal na kobietę spada ogromna odpowiedzialność za wychowanie dzieci, za ogarnianie domu, za robienie kariery, dbanie o siebie i bycie sexy nawet w sobotni poranek, gdy w dresie idziesz po weekendową gazetę (tak ja uwielbiam papierową gazetę!). I nie ma tu zarzutów do mężczyzn, naszych partnerów, facetów z którymi żyjemy, to nie ich wina! Generalnie, czyja to właściwie wina jest!!??? Chyba tradycji tysiącletnich naleciałości, tworzenia skostniałych standardów), przyzwyczajeń i tłoczonych mądrości życiowych oraz nas – kobiet. Tak to my- my wyemancypowane kobiety same tworzymy te kanony Tytanicznych Osobowości, które potem należy dzielnie odgrywać bez względu na to, czy chcemy, czy czujemy, czy tylko otoczenie od nas tego oczekuje (i niechaj sobie oczekuje…ale czy ja muszę to realizować???) . Bijące po oczach Idealne Insta matki, które w swej perfekcji tak prawdzie, że świat staje się nieprawdziwy w zderzeniu z ich rzeczywistością! Oczywiście, że możemy o to zabiegać: fajna praca, dzieci sukcesu, modelowy dom, równe partnerstwo, idealny związek… ale po co???
Czy czuję się ograniczana????
Czasem tak, czasem bardzo, by potem dziwić się samej sobie tym uczuciom. Czuję się tak, gdy mam chwilowy spadek optymizmu życiowego, gdy w sekwencji zdarzeń układają się pewne rzeczy nie po mojej myśli, gdy nie udaje mi się to, co zaplanowałam. Ale, to akurat jest chyba dość normalna reakcja i negowanie otoczenia staje się formą obrony i manifestu. Cieszę się , że tylko chwilowe i przejściowe u mnie bywają te stany, ale bywają!
W social mediach pełno jest menedżerów rodziny, którzy próbują żonglować wszystkim. Czy to tylko fasada, czy bagatelizują swoje problemy, czy są po prostu lepiej zorganizowani, mają większe wsparcie, łatwiejsze w opiece dzieci, babcia i dziadek za rogiem, krótka droga do biura? A może oni i ich partnerzy lepiej dzielą się pracą, organizacją, życiem?
Odczuwalna jest presja, czasem większa, czasem bardziej się jej doświadcza, wkrada się zagubienie, zmęczenie, wątpliwości i niezadowolenie. Zdawkowy komentarz koleżanki, z którą o tym rozmawiam, nagle wyjaśnia wiele „To też minie” – powiedziała mi.
Tak, oczywiście, że to minie – odpowiedziałam „najpóźniej, gdy dzieci wyjdą z domu.”
A choć jest to skomplikowane – nie chcę, żeby dzieciństwo skończyło się tak szybko, bo co by nie działo się, jest to najcudowniejszy czas!
W tym wszystkim nie chodzi o innych, chodzi o mnie, o naszą rodzinę, naszą sytuację, dzieci, życie. Chcąc być szczerym wobec siebie, przyznaję, że nadszedł czas decyzji. I ustaliliśmy, że jeśli nie będę czuła tego, co postanowimy, jeśli nie zafunkcjonuje to na tyle, by nasz komfort i moje sceptyczne podejście „coś kosztem czegoś” były na oczekiwanym poziomie, poszukamy innej drogi dla naszej czwórki. Nie jestem leniwa, zdezorganizowana ani nieodporna tym bardziej, ale uczucia matki są ponad wszystko.
Lubię moją pracę, moich kolegów, poczucie bycia częścią czegoś innego, czegoś ważnego. Ale z czasem, z biegiem lat, mając doświadczenia pierwszego dziecka, zdałam sobie sprawę, że wiele rzeczy, które są dla mnie ważniejsze, dziś zostaje daleko w tyle.
Zawsze znajdą się ludzie, którzy powiedzą coś przeciwko twojej ścieżce życiowej lub postawie którą prezentujesz- ZAWSZE.
My homo sapiens mamy tendencję do patrzenia na otoczenie w krytyczny sposób. Jeśli pozostajesz w domu przez dłuższy czas, jesteś krytykowana, jeśli zaczynasz dość wcześnie pracę a twoje dziecko korzysta z opieki zewnętrznej, jesteś krytykowana. Cokolwiek nie wybierzesz, zawsze znajdą się oponenci twojej decyzji. Tylko nie zapominajmy o tym, że my , że każdy z nas, żyje swoim życiem, i najpewniej przeżywa je na swój sposób i w całkowitej zgodzie ze sobą. I to, że korzystasz ze wsparcia opiekunki, sąsiadki, instytucji (żłobka), nie unieszczęśliwia twoich dzieci. Czy to , że na wczesnym etapie życia również obok ciebie opiekował się nimi ktoś inny może wykluczać je, ujmuje im czegoś, odbiera coś – absolutnie nie! Ewentualnie nam samym może odebrać kilka ważnych wydarzeń, o których dowiemy się z opowieści, lecz pośród miliona ważnych wydarzeń w życiu dziecka, te kilka nie wpłyną na zmianę naszych relacji – i nie dajmy sobie tego wmówić.
Powodzenia!
Justka