O czym nie mówi się, bo „nie wypada”.
Uroki macierzyństwa inaczej.
Dziś nie będzie tak pięknie i lukrowo, bo każdy z nas wie, że trudne momenty w życiu przychodzą, odchodzą i wracają na powrót. Czasem jest to pasmo, które trwa kilka tygodni… podkopując nasz świat tak pieczołowicie budowany, czasem tylko incydentalnie. Z pewnością i Ty czujesz się, co jakiś czas, sfrustrowany, zagubiony, po prostu przytłoczony? W życiu każdej rodziny mnóstwo jest terminów i spraw do zrealizowania, rzeczy do załatwienia i ogarnięcia, o które trzeba zadbać… że od myślenia o tym ma się już dość. Ilość zadań może stać się wielkim obciążeniem – zwłaszcza dla matek, które nieustannie “manewrują” między opieką nad ukochanymi, pracą, dbaniem o dom i przestrzenią dla siebie. Czy i Tobie doskwiera czasem odwieczny dylemat… co teraz?
Powszechnie zakłada się, że posiadanie dzieci jest super słodkie, wdzięczne i cudowne. Dzieci są wszędzie wokół nas, a i każdy kiedyś sam był małym człowieczkiem. Wyobrażenia o tym, jak wygląda życie z dziećmi, pokryte bywają warstwą przypominającą watę cukrową i pokolorowane filtrem na Instagramie. Są zazwyczaj całkowicie odmienne od rzeczywistości.
Poza uroczymi ubrankami , katalogowymi rodzinkami z facebookowym szerokim uśmiechem na ustach, idealną inscenizacją i niekończącymi się deklaracjami miłości, są pewne rzeczy, o których otwarcie się nie komunikuje (bo jest to trudne, niepolityczne, prawdziwe…?). Nieczęsto głośno mówi się o tym, jak bardzo ukochane dziecko potrafi absorbować, jak czasem wkurza i irytuje, jak ma się go choć „ na chwilkę” dość. Bo przecież od zawsze czułeś, że dziecko „jest najlepszą rzeczą, jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła” i nie wyobrażasz sobie, że ta istota może wzbudzać w tobie negatywne emocje, a już w ogóle, że możesz o tym nieskrępowanie i głośno powiedzieć, bo jak ocenią cię inni…?
Kiedy zostajesz rodzicem po raz pierwszy lukrowy obraz rodziny zostaje zaburzony i to dość szybko.
Zdezorientowani i niepewni, w najgorszym przypadku sfrustrowani i bezradni zastanawiamy się co robimy nie tak. Potem mijają tygodnie, gdy rozlega się głośne wycie, gdy myślisz „nie mogę tego wszystkiego zrobić, to dla mnie za dużo” czy „jak sobie radzą inne mamy, co ze mną jest nie tak”? Potem jakoś to po prostu „ jedzie” tylko po to, by podjąć tę samą emocjonalną przejażdżkę kolejką górską w najbliższej przyszłości.
I tutaj odniosę się do aspektów, które może nie są tak przyjemne czy popularne w rozmowach, ale są prawdziwe. Mieć odwagę mówić o tym głośno i nie wstydzić się tego, że bywa nam źle. Nawet jeśli sobie czasem popłaczemy z powodu „niemocy” – mamy do tego prawo i jest to ok, bo każdy z nas jest inny i inaczej sobie radzi z sytuacjami życiowymi, każdy ma prawo do chwili frustracji, złości i zwątpienia. Kluczem jest, aby radzić sobie z negatywnymi emocjami, by było to chwilowe i nie odbijało się na własnym życiu i życiu naszych ukochanych.
Dzieci dorastają, przybywa nam radości i wspaniałych wspomnień. Wyzwań i pracy przybywa nam również. I tak już będzie, bo taki jest rytm życia. I co istotne, mamy prawo czuć się tak jak właśnie czujesz się teraz i w tym momencie, i to jest OK. Mamy prawo pozwalać sobie być niedoskonałym
i nieidealnym, zmęczonym i zagubionym. To również jest normalne. Dzielenie się smutkiem, frustracją, zmęczeniem w naszej kulturze – nie jest modne i nie jest w cenie. Czy mamy odwagę otwarcie przyznać: „moje macierzyństwo czasem mnie wkurza i czasem żałuję, że jestem rodzicem”. I bezapelacyjnie moje dzieci są wspaniałe i kocham je najbardziej na świecie, i życia sobie bez nich nie wyobrażam , ale bywa, że „mam ich dość”. Czy dojrzeliśmy już do tego, by otwarcie mówić o własnych emocjach nie obawiając się krytyki i dezaprobaty otoczenia? Ja jeszcze nie… ale chyba już niebawem.
Tak, jak kocham moje Szkraby nad wszystko i mam przekonanie, że są najlepszym, co w życiu mnie spotkało (nawet mąż schodzi na II-gi plan), tak czasem mam ochotę polecieć w kosmos i na chwilę uciec od rodzinnych dramatów, które stanowią o codzienności naszego życia!
Justka